Przez żołądek do... haggisu, czyli parę słów o Szkocji na tydzień.

Roku pańskiego 1314 zagłodzeni i zdziesiątkowani szkoccy patrioci starli się z Anglikami pod Brannockburn. Walczyli w uniesieniu, walczyli jak prawdziwi Szkoci. I wywalczyli wolność. 
Tytułową waleczność oglądamy w filmie Braveheart. Waleczne serce niemal w każdej scenie, w każdym zdaniu wypowiedzianym przez Williama Wallace'a i jego współbratymców.  Prawdziwym filmowym koneserom kreacja postaci szkockich wojowników, gotowych poświęcić własne życie za ojczyznę, może wydawać się przekoloryzowana i przedstawiona w taki a nie inny sposób na potrzeby filmu. Faktem jest jednak, że wcześniej wspomniany William Wallace to postać historyczna, żyjąca naprawdę i naprawdę walcząca o wolną Szkocję. Pamięć o nim, a przede wszystkim - o tym, czego dokonał, utrwala nie tylko genialny film historyczny Mela Gibsona, ale i sami Szkoci, którzy na każdym kroku podkreślają swoją tożsamość i wykazują się postawą patriotyzmu w kultywowaniu tradycji ( może nie pokazują Anglikom gołych tyłków na znak odrębności od ich kultury < patrz kultowa scena z filmu braveheart > ale mają bardziej wyrafinowane sposoby, aby wyrazić inność ). 
Chociaż w Szkocji spędziłam zaledwie jeden tydzień, zauważyłam jedną, charakterystyczną dla Szkotów zaletę - zarówno młodzi jak i starsi, ci z dużych i z małych miast, rudzi, blondyni, bruneci, zasymilowani imigranci i rodowici Szkoci,  kobiety i mężczyźni - wszyscy są tak samo DUMNI ze swojego kraju i kultury. Wyraz DUMA pojawia się wszędzie - jest wyrażany przez sposób bycia Szkotów, przez ich sposób mówienia i zachowania, ale też namacalnie - na lotnisku. 

 Wychodzę z samolotu. Raczej nie spodziewam się pana ubranego w kilt z dudami  czekającego na lotnisku tudzież pani ubranej w szkocką kratę z tacą ciasteczek shortbread i szklanką Glennfidicha. Oczekiwałam raczej zwyczajych bramek, zwyczajnych sklepów w strefie duty free i najzwyczajniejszego w świecie wyjścia. Chociaż wszystkie moje oczekiwania zostały spełnione, zaskoczyło mnie samo przejście z samolotu do sprawdzenie paszportów. Znaleźliśmy się w kolorowym korytarzu, którego każda ściana ukazywała "szkockie dumy" - jesteśmy dumni z naszych zamków, jesteśmy dumni z naszych lasów, miast, wsi, whisky itd. itp. Idziesz takim korytarzem i zastanawiasz się, czy aby nie jest to wszystko odrobinę przesadzone, czy nie jest to element marketingowego chwytu mającego przyciągnąć do Szkocji więcej turystów. Po wyjściu z tego korytarza cudowności oczekujesz rozwiązania sprawy, chcesz dowiedzieć się, czy podkreślana na każdym ( dosłownie ) kroku "duma" jest rzeczywiście uzasadniona. Wystarczy tydzień by przekonać się, że tak. Oto siedem "dum" szkockich na siedem dni, które tam spędziłam. 

1. Jesteśmy dumni z naszej historii. 

Szkoci nigdy nie byli głaskani po główce - od początków średniowiecza nękani najazdami różnych ludów, później przez żądnych władzy sąsiadów, musieli walczyć o swoją tożsamość. Dzięki wydarzeniom spod Bannockburn państwo szkockie istniało do XVII wieku, później - rzekomo jako unia personalna, lecz tak naprawdę pod pantoflem decyzji Londynu. Przez wieki dochodziło do licznych powstań, kończących się zazwyczaj fiaskiem i utrwalających stan, w którym Szkocja musiała dbać o odrębność jedynie w zakresie kulturowym. Dzięki tej przeogromnej chęci pokazania swojej inności, Szkocja może pochwalić się pięknymi zamkami, których budowle wieńczą kraj od południa aż na daleką północ. 


W czasie tego tygodnia widziałam odwiedziłam ( niestety ) tylko jeden zamek. W ostatni dzień wymiany jeden ze Szkotów pokazał nam filmik prezentujący wszystkie najpiękniejsze szkockie zamki, żeby dosadnie uświadomić, że tydzień na Szkocję to zdecydowanie za mało, by poznać ją w pełni. Jedynym, co zdołało ukoić ten przeszywający na wskroś ból nienasycenia widokiem średniowiecznych budowli była karteczka zatytułowana "certyfikat osiągnięcia". Zaświadczała ona, że jej szczęśliwy posiadacz, wręcz wyczynowiec i nie-byle-kto pokonał 500 kroków, aby wspiąć się na skałę w Dumbarton. I już wiesz, że możesz być z siebie dumny. 
Pamięć historyczna w Szkocji jest obecna nie tylko w licznych muzeach w Glasgow ( Muzeum transportu Riverside czy genialnie zachowany The Tall Ship stający w porcie przy Riverside ), ale też w życiu codziennym. Wyobraźmy sobie normalny poranek - godzina szósta rano, budzik dzwoni, niechętnie wstajesz i jeszcze bardziej niechętnie się ubierasz, zjadasz szybkie śniadanie i pędzisz na łeb na szyję do pracy, bo nie możesz się spóźnić, pracujesz w ratuszu  i to  największego miasta w Szkocji, w Glasgow.Ratusze innych miast w innych państwach europejskich to owszem, ładne i zadbane budynki, będące obiektem podziwianym zarówno przez miejscowych i turystów. Jednak gdzie jeszcze ratusz przypomina pałac królewski, wyłożony włoskim marmurem z XVIII wieku, z którego ścian wręcz kapie złoto ( przynajmniej takie można odnieść wrażenie ). Ludzie normalnie tu pracują, przychodzą codziennie wykonywać swoją zwyczajnie nadzwyczajną pracę, chodząc codziennie korytarzami, z których ścian spoglądają na nich wszyscy dawni burmistrze miasta, dumni z funkcji, którą dane im było piastować.
Muzeum Transportu Riverside


The Tall Ship Riverside

Wnętrze Glasgow City Chamber

Elegancki i tradycyjnie ubrany przewodnik Glasgow City Chamber :D

Bardzo tradycyjny i niezwykle elegancko ubrany burmistrz Glasgow City Chamber

Sala portretowa





2. Jesteśmy dumni z naszego języka 

Bo trzeba wiedzieć, że szkockie krowy to wcale nie cow ( czyt. kał ) tylko cow ( czyt. ku ) i koniec. Trzeba przywyknąć, że zamiast myśleć będziemy ciągle słyszeć o dziękowaniu ( wyraz "think" Szkoci wymawiają tak, że brzmi to bardzo podobnie do "thank" ), a  "gdzie kucharek sześć",  tam i seks się znajdzie. ( six brzmi jak sex ). Pierwsze zetknięcie ze szkockim to jak kubeł lodowatej wody spuszczony na rozgrzane ciało - słownik polsko-angielski masz w małym palcu, opanowane wszystkie trzy kolumny czasowników do perfekcji, oglądasz seriale po angielsku ( bez napisów! ), ba, nawet dogadasz się bez problemu. Nastawiony na dalszą praktykę swoich lingwistycznych umiejętności lecisz do Szkocji, wysiadasz na lotnisku i zagaduje Cię pani, pyta o paszport. A Ty gapisz się na nią, otwierasz usta i jedyne, co przychodzi Ci do głowy, to zwykłe, wręcz prostackie "WHAT?!" po którym wiesz dokładnie tyle samo, co przed nim, czyli nic. Nie ma rady, do szkockiego trzeba się przyzwyczaić, przestawić, bo w przeciwnym wypadku będziesz skazany na noszenie przy sobie notesiku z długopisem lub porozumiewanie się na migi. Jeśli jednak nie uda Ci się przestawić lub też trafisz na sepleniącego Szkota, dobrą taktyką jest przytakiwanie i - o ile masz dość ładne zęby - uśmiechanie się i zapewnianie, że wszystko rozumiesz, że jest ok i ogólnie w porządku. Czasami może Ci się poszczęścić i odpowiadając na pytanie, czy miałeś ciekawą wycieczkę dostać loda na patyku.( W ustach jednego z koordynatorów "Did you have a nice trip" brzmiało zupełnie jak "Do you want ice cream", zwłaszcza, że pytanie zostało zadane z odległości większej niż 5 m ). 
Glasgow

Glasgow
Chociaż powyższe zdjęcia pokazują zdecydowany wpływ kultury angielskiej na architekturę szkocką ( trudno oprzeć się wrażeniu kopii Big Bena w Glasgow ), totalna odmienność języka potwierdza, jak bardzo Szkoci chcą się odciąć od Anglików. Zawsze inni, zawsze w jakimś sensie odmienni zapytani, dlaczego nawet jeziora nazywają inaczej tłumaczą, że tylko w ten sposób mogą zamanifestować, jak bardzo są niezależni, a więc znowu - nieprzyzwoicie dumni.

3.  Jesteśmy dumni ze szkockiej natury. 

Góry, doliny, rzeki i lasy, pola, pagórki, morze, zatoki... Chociaż słowa te w wyliczeniu nie brzmią dość dostojnie, każde z nich  niesie podobną treść - Szkocja jest przepiękna tam, gdzie "nieubrana", nieskalana ręką człowieka, jedynie smagana przez wszechobecny i nieustający powiew wiatru. Szkoci nawet nie próbują niczego tu zmieniać, żyją z naturą w swoistej symbiozie - pozwalają jej rozwijać się jak chce, nie niszcząc tego, z czego przez wieki nauczyli się czerpać pełnymi garściami. Jadąc autem, rowerem czy po prostu idąc na spacer poza miastem trudno byłoby nie natknąć się na trzodę owiec pasących się na łące lub grzywiastych, rudych krów odpoczywających na soczyście zielonej trawie. Niech żałuje ten, kto choć jednego dnia nie poświęci wejściu na szczyt - ominie go nie tylko niesamowity, zapierający dech widok, ale i poczucie swoistego połączenia z naturą. Jak powiedział jeden z oprowadzających Szkotów: Myślę, że natura jest człowiekowi potrzebna po to, żeby myśleć. Tylko w jej towarzystwie jest w stanie zrozumieć siebie i odnaleźć drogę do wewnętrznego spokoju.
Tak wiatr działa w Szkocji

Dumbarton 

Loch Lomond






4. Jesteśmy dumni z naszej kultury


Wcześniej wielokrotnie przeze mnie wspominana, kultura Szkocji powinna być pisana w całości z wielkich liter. Bo to nie kultura regionu, nie kraju, tylko kultura narodu, na którą składa się sposób i styl bycia na pierwszym planie, a na drugim pozostałe elementy uznawane powszechnie za składowe kultury takie jak taniec, muzyka, strój, śpiew. Aby zrozumieć krążące o Szkotach stereotypy, trzeba spróbować poznać ich kulturę bezpośrednio się z nią stykając. Prawdą jest, że są niezwykle konserwatywni, szczególnie jeżeli chodzi o kontakty damsko - męskie. Bardzo pilnowano, aby część sypialna żeńska nie była odwiedzana przez mężczyzn i odwrotnie. Spotykać mogliśmy się w części wspólnej, w jadalni, sypialnie były swoistą sferą intymną, której nienaruszalność była starannie pilnowana. Było to coś dla mnie nie do końca zrozumiałego i popieranego, ale to chyba jedyna rzecz, która mi nie za bardzo pasowała. Nie było to z resztą tak zauważalne w kontekście całego wyjazdu. Jak się okazało, Szkoci mają dwoistą naturę - z jednej strony w ich zachowaniu odczuwalna jest naleciałość z czasów ścisłego związku z Królestwem, a z drugiej ognisty temperament odziedziczony chyba  po Wikingach. Uwielbiają się bawić, głośno śpiewają i rwą się do wszelkiej formy ruchu i tańca. Niesamowite jest jak wielu młodych ludzi, w wieku szkolnym, nastolatków i studentów zna swoją kulturę na tyle dobrze, że jest w stanie bez zająknięcia o niej opowiedzieć lub zaprezentować ją, tańcząc i śpiewając. Nie ma wstydu w tym, że ktoś gra na dudach i nosi kilt ( tradycyjnie, bez majtek pod spodem! ), a chwilę później ubiera jeansy i kolorowy t-shirt, bierze gitarę do ręki i gra kawałki, które puszczane są obecnie w radiach na całym świecie. Szkoci nauczyli się łączyć to, co tradycyjne z tym, co współczesne i nie ma w tym żadnego tzw. przypału. Bo  przecież kto zabroni zagrać na dudach main theme Star Wars'ów? 
Star Wars na dudach. Można? Można!

Każdego dnia Szkoci odkrywali przed nami w jakimś stopniu składniki ich kultury. Kochają ją całym sercem, bo to oni ją cały czas tworzą, przerabiają,  sprawiając, że tzw. folklor zdaje się być wciąż żywy dla każdego pokolenia. Szczególnie dało się to zauważyć podczas wieczoru szkockiej kultury, gdy  oprócz posmakowania niektórych   dań pewien starszy pan wraz ze swoją sędziwą partnerką nauczyli wszystkich typowych tańców biesiadnych, a wcześniej pokazali, jak "robi się" idealnie dopasowany kilt - nie tylko do osobistego rozmiaru, ale też do wielkości portfela. 


5. Jesteśmy dumni z naszej muzyki 

Gdy zapytałam, czy dudy są obecne w muzyce pop albo w muzyce rockowej, jako odpowiedź otrzymałam to:


"240 lat
Żyliśmy bez nadziei i bez dumy
Więc kto będzie wiedział, skąd pochodzą
Kto podniósł latarkę dla tych, którzy zginęli
Ja będę z nimi
W letnim słońcu
I śniegu zimą
Oni przybędą, a chmury odejdą
A my pokażemy, że znów jesteśmy dumni."

6. Jesteśmy dumni z naszych potraw.

Szkoci lubią dobrze zjeść. "Dobrze" często ( chociaż nie zawsze ) znaczy dużo i kalorycznie. Pora lunchu, ja sięgam po sałatkę z kurczakiem i tosta, obok mnie siadają dwie Szkotki, też robią sobie tosta - grubo smarują masłem, na to pomarańczowy ser cheddar i garść chipsów, po czym zamykają kanapkę drugim, nieźle "pomaślonym" tostem. Jak kto lubi, ale mi na samą myśl o smaku i konsekwencjach zdrowotnych tej pozornie niewinnej przekąski robiło się smutno. Szczególnie moją uwagę przykuł ostro pomarańczowy, butelkowany lub zapuszkowany napój o nazwie Irn Bru. Zanim go spróbowałam, myślałam, że Coca-Cola jest najbardziej sztucznym ze sztucznych napojów. Myliłam się. Do tej pory nie sądziłam, że napój może smakować gumą balonową. I znowu, można powiedzieć "Jak kto lubi", ale ja zdecydowanie nie lubię. Podobno jest dobry na porost bujnej, rudej brody. Znaleźliśmy jednego testera. 
Chyba tylko mi nie smakowało.


Pomimo tych kilku gorzkich słów krytyki pozytywnie zaskoczyłam się tradycyjnymi szkockimi daniami. Bo chociaż sama kultura jedzenia nie do końca mi pasowała ( jedzenie małego śniadania i lunchu po to, by zjeść 3 daniową kolację o 19 ) muszę przyznać, że kontrowersyjny i otoczony naprawdę złą sławą ( gorszą niż polskie flaki ) haggis, okazał się być naprawdę smaczny. Jest to danie otoczone wręcz kultem, na jego tradycyjne przygotowanie trzeba mieć podobno licencję. Smakosze kaszanki porównywali do niej haggis, ale myślę, że Szkoci mogliby uznać to za świętokradztwo. Haggis to specjał kuchni szkockiej, przyrządzony z owczych podrobów zmieszanych z cebulą, tłuszczem, mąką owsianą i przyprawami. Wszystko to jest zaszyte i duszone w ... owczym żołądku. 
Uroczysta ceremonia wniesienia haggisu przez solenizanta w towarzystwie szkockiej muzyki. 
 Dla tych, których haggis nie porwał, Szkoci mają słodką alternatywę. Kto nigdy nie spróbował ciasteczek shortbread nie wie, co to znaczy zjeść ciastko maślane, a raczej masło, które ciastko tylko przypomina. To jedne z tych smaków, których się nie zapomina. Absolutny must-have ze Szkocji? Paczka, a najlepiej czteropak ciastek Walkers, bo na pewno znajdzie się ktoś, kto pomoże Ci je zjeść. 
Przepis polecony przez jedną ze Szkotek: 


7. Jesteśmy dumni po prostu.

Ciężko to zrozumieć, bo to naród o zupełnie odmiennej od naszej mentalności. Poczucie wspólnoty jest tu rozwinięte na o wiele szerszą skalą, niż w Polsce. Główne hasło Glasgow wisi na większości słupów i budynków w całym mieście - to ludzie tworzą miejsce, są zaangażowani w życie społeczne na różne sposoby i każdy ma taką samą szansę decydowania o zdarzeniach. 
W tym czasie trwały w Glasgow zawodu w piłce nożnej bezdomnych
Szkot jest Szkotem, nieważne, skąd pochodzi, jak wygląda i jakiego jest wyznania. Ważne, że nie jest Anglikiem. A pod kiltem i tak wszyscy mają to samo :) 
color run
fot. Paulina Z.


Komentarze

Popularne posty