Przy-słowie, przy jedzeniu, przy kulturze - Portugalia 2016

                                                                                    *
Każdy naród ma swoje ulubione aforyzmy i powiedzenia. Większość z nich odnosi się do życia codziennego, toteż są odpowiednio dostosowane do kultury i zwyczajów panujących w danym kręgu obyczajowym. Z pozoru wydaje się to całkowicie oczywiste - nie zagłębiwszy się wcześniej w bogactwo folklorystycznej skarbnicy przysłów możemy sądzić, że podążają znaną nam i lubianą wszem i wobec drogą utartych przekonań i stereotypów. Gdyby jednak wziąć pod lupę tę dziedzinę kulturoznawstwa szybko okazałoby się, że człowiek to jednak jest prosta istota. Bez wątpienia  najwięcej przysłów dotyczy jedzenia. Aforyzmy z całego świata, słowa dawno wypowiedziane przez protagonistów kultury krążą wokół stołu, wiecznie nienasycone i głodne przykleiły się do nas na dobre - Brzuch mężczyzny i brzuch kobiety – to dwie różne rzeczy. Mężczyzna lubi, żeby oba były pełne. ( przysłowie afrykańskie ); Lata, kochankowie i kieliszki wina to trzy rzeczy, których liczyć nie wypada ( przysłowie włoskie ); Ci, co mordują i podpalają, zawsze są syci, a ci, co czytają teksty i powtarzają imię Buddy, są zawsze głodni.( przysłowie chińskie ). Nie trzeba być wybitnym profesorem żeby zauważyć, w jak subtelny sposób jedzenie rządzi nie tylko naszymi żołądkami, ale i wypowiadanymi słowami, wpływając na to, jak ukształtowana jest nasza kultura i - co chyba ważniejsze - jacy jesteśmy. Jesteś tym, co jesz, powiedział ktoś kiedyś nie wiedząc zapewne, że to niewinne zdanie stanie się ulubioną mantrą dietetyków na całym świecie. I choć zdanie jest zupełnie abstrakcyjne ( nie widziałam jeszcze biegających po ulicy kebabów albo wylegujących się na plaży pomidorów < z tym bywa różnie > ), jest też jednym z najważniejszych dogmatów dotyczących kultury i człowieka wogóle. 
                                                                           
                                                                                          ***


Francesinha - kanapka charakterystyczna dla kuchni portugalskiej ( szczególnie Porto ). Z zewnątrz wygląda dosyć zwyczajnie, jak dwie kromki chleba zapieczone w serze i utopione w dziwnym, czerwonawym sosie. Na pierwszy rzut oka nie wygląda zbyt zachęcająco, przegrywa z hiszpańskimi tapas i wielobarwną paellą. Je się ją widelcem i nożem - powoli, odkrawając kawałek po kawałku, nie wiedząc, co znajduje się w środku. Jej pierwszy kęs, pierwsze wrażenie kubków smakowych zupełnie zadziwia, a kolejne okazują się niemniejszym zaskoczeniem. Kanapka skłąda się bowiem ze wszystkich chyba możliwych rodzajów mięsa, a ten z pozoru dziwnie wyglądający, czerwony sos uwydatnia jej niepowtarzalny smak. Chociaż francesinha wydaje się być zupełnie pospolitą przekąską, jej zjedzenie przysparzało kłopotu nawet tym, których żołądki nie mają dna. Francesinhią nie należy się przejeść, lepiej ją zostawić na później, z poczuciem lekkiego nienasycenia i chęcią powrotu do jej  Bo Francesinha jest jak Portugalia. 



Niewielki kraj, z dwóch stron oblany Oceanem Atlantyckim, a z jednej - przyćmiony przez prawie pięciokrotnie większą Hiszpanię, której kultura i język - choć podobne do dużo mniejszej sąsiadki - są znacznie bardziej charakterystyczne na świecie. Do Portugalii jeździ się dla Oceanu i żeby posmażyć się na plaży, a w przerwach od przewracania się to na jedną, to na drugą stronę kupuje się pamiątki od Chińczyków i Hindusów. Tak przynajmniej robi zdecydowana większość turystów. Gdy usłyszałam od rodziców, gdzie spędzimy w tym roku  wakacje, w głowie miałam przede wszystkim ten niezbyt zachęcający scenariusz. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że w ciągu 14 dni przejedziemy ponad 8000 km. A na wylegiwanie się na plaży prawie nie będzie czasu. 
Odległość z Polski do Portugalii jest mniej-więcej taka sama, jak z Polski do Azerbejdżanu. Do Murmańska jest nawet bliżej, gdyby sporzeć w linii prostej na mapie. Jasne więc było, że nie jesteśmy w stanie dotrzeć do Algarve na południu Portugalii bez przystanków po drodze. Spać trzeba, a skoro trzeba się gdzieś zatrzymać, to dlaczego nie odwiedzić starych znajomych koło Porto czy iść na fado w Lizbonie? W ten sposób powstał dwutygodniowy plan zachodnioeuropejskiej podróży, tak zwanego "Eurotripu",( a raczej Iberotripu ), z siedmioma różnymi miejscami noclegowymi i mapą, co po drodze jest warte zobaczenia. 

Komentarze

Popularne posty